Hubert Paluch nadal w grze o tytuł MasterChefa

Finałowa czternastka staje do kolejnego etapurywalizacji o statuetkę zwycięzcy programu. W setnym odcinku polskiego "MasterChefa" jurorzy przygotowali dla zawodników szereg niespodzianek.

Uczestnicy najpierw mogli przekonać się o tym, jak wiele drzwi otwiera udział w programie, spoglądając na to, jak potoczyły się losy dotychczasowych laureatów. Następnie musieli wykazać się, przygotowując danie, które chcieliby serwować w swojej wymarzonej restauracji. Hubert Paluch przygotował tort szwarcwaldzki.

- Moje dzisiejsze danie to jest po prostu eksplozja. Biszkopt w punkt, krem w punkt. Czekolada też mi wyszła super - zapowiadał rawiczanin.

Zdania nie podzieli jurorzy programu.

- Bardzo mi smakuje krem. Natomiast problem pojawia się w okolicy biszkoptu, bo nie jest puszysty, lekki, przyjemny, rozpływający się w ustach, tylko to jest takie ciasto zbite - oceniła Ania Starmach.

- Daleko mu do szwarcwaldzkiego - mówiła Magda Gessler.

Nasz reprezentant nie znalazł się w gronie 7 uczestników, którzy mogli zająć miejsca "na balkonie" i czuć się pewnie w tym odcinku.

W drugiej części odcinka jurorzy zabrali uczestników w podróż do prawdziwego kuchennego koszmaru - baru mlecznego rodem z PRL-u! Zadaniem zawodników było stworzenie własnej wariacji na temat popularnych w tamtym okresie dań, np. ryby po grecku czy tatara. Hubert Paluch zdecydował się na de vollaile z puree z selera i tymianku, smażone ziemniaczki ze szczypiorkiem i cebulką, smażonymi szparagami i okrasą. Tu jurorzy chwalili naszego kucharza.

- Danie rzecz ogólnie ujmując jest bardzo w porządku. Smak wyjątkowo fajnie przenikł i panierką i tym co ma w środku. Bardzo mi się podoba puree z selera - jest wybitnie delikatne. Bardzo dobre ziemniaki i szparagi. To jest bardzo ładne, dobre danie - oceniła Magda Gessler.

Tak przygotowane danie zapewniło Hubertowi Paluchowi awans do kolejnego odcinka show. Ten będzie można zobaczyć w niedzielę o godzinie 20.00 na antenie TVN.